S P I S T R E Ś C I
Czy znają państwo…?
Aleksander Hudzik
Prawdziwe
podziemie
„Mafia bardzo kulturalna – kwartał temu miałem przyjemność wyzłośliwiać się na
temat adwersarzy i absurdu, które wokół tematu narosły. I co po nim? No
właśnie, jak to zwykle w światku przestępczym: przychodzi kolejna mafia,
jeszcze gorsza, bo działająca w ukryciu, czająca się w mieszkaniach,
otwierająca swoje podwoje tylko dla znajomych, prezentując sztukę efemerycznie,
i momentalnie znikająca. Jako że na co dzień redaguję magazyn z Businessem w
tytule, dlatego z przyjemnością, po godzinach, napiszę o przedsięwzięciach,
które z biznesem nie mają wspólnego absolutnie nic. Przed nami nowa perspektywa
polityczna, to może warto poszukać takich leśnych bunkrów, w których sztuka
przetrwa, no powiedzmy, tych pięć kolejnych lat.
„To znowu ta diabelna pieśń"
Magdalena Kownacka
„Gdy skonstatujemy u siebie
zdolność rozkoszowania się obrazami z tak różnych epok, co dzieciom tych
bujnych epok mogło być ledwie dostępne, to czyż ten fakt nie powinien natchnąć
nas podejrzeniem, żeśmy wcale jeszcze nie odkryli odrębnych przyjemności,
prawdziwej zabawy naszej epoki?"[1]
Tytułowa „diabelna pieśń" to
cytat z filmu Anny Molskiej Tkacze z
2009 roku, a właściwie z dramatu Gerharta Hauptmanna, który stał się
inspiracją, źródłem tekstu i podstawą dialogów bohaterów filmu. U Hauptmanna
pieśń tkaczy była siłą napędową buntu robotników z połowy XIX wieku. U Molskiej
jest refrenem tworzącym szkielet dla paradokumentalnego utworu o realiach
współczesnych górników. Pieśń jest jednocześnie zmienna i cykliczna. Posiada
formalną strukturę, wpada w ucho i odsyła nas do archetypów. Posługuje się też
paralelizmem, czyli zestawieniem – skojarzeń treściowych lub kompozycyjnych. To
podstawowa struktura gatunku zarówno w warstwie tekstu, jak i w formie.
Paralelizm służy podkreśleniu podobieństw lub – przez ich powierzchowne
zestawienia – uwypukla przeciwieństwa poszczególnych treści bądź elementów.
Przesunięcia i analogie stają się głównymi wątkami filmu. Narracja, oparta na
wybranych fragmentach naturalistycznego dramatu, toczy się pomiędzy siedzącymi
w pejzażu Śląska, przy ognisku, narzekającymi na swój los górnikami a scenami w
kopalni, w których towarzyszymy anonimowym górnikom w ich codziennych
czynnościach: myciu się, zjeżdżaniu pod ziemię, pracy. Jednak dramaturgia filmu
nie rozwija się w sposób filmowy, a równolegle, przez przychodzące w czasie
skojarzenia, tematy i obrazy.
Żywa materia dzieła
Waldemar
Baraniewski
Wyjątkowość
postawy Anny Konik, jej artystycznej kondycji, polega na umiejętnym połączeniu
kilku obszarów aktywności, kilku dyskursów: rzeźbiarskiego, teatralnego,
filmowego i naukowego. Można by to pewnie uzupełniać, o inne doświadczenia,
które były udziałem artystki, ale najistotniejsze zawiera się w specyficznym
połączeniu tych dyskursów w akcie autonomicznej kreacji.
Jako rzeźbiarka wyszła z pracowni prof.
Grzegorza Kowalskiego, w której uczestniczyła w realizacji tematu „Obszar
Wspólny, Obszar Własny”, co uznaje za
ważne doświadczenie w zakresie wzajemnej komunikacji o charakterze
plastyczno-performatywnym. Wtedy też po raz pierwszy użyła kamery i telewizora
jako środka wypowiedzi. Jak wyznaje, pozwoliło to jej określić charakter tych
instrumentów „nie tylko jako narzędzia, ale przede wszystkim jako pomostu
pomiędzy bohaterem, miejscem i widzem”[1].
Sama też wskazuje na znaczenie w tym obszarze formatywnych doświadczeń,
osobistych kontaktów z prof. Jerzym Jarnuszkiewiczem.
ROZMOWA. KLAROWNE GESTY
Opowiada o domu, rodzicach, swoim mieście i współpracy. Prace Jana Domicza
ujmują prostotą i najzwyklejszymi gestami, które równie dobrze mogłyby być
zwykłymi, ludzkimi uprzejmościami. Jest ich mnóstwo, bo – jak mówi – tematy w
sztuce wyczerpują się szybciej niż paliwo na Alasce.
Rozmawia Alek Hudzik
Rozmawia Alek Hudzik
AH: Kto rapuje w Opolu i czemu w ogóle cię to obchodzi? O rapie w Opolu
zrobiłeś przecież projekt, Twoje rodzinne miasto jest dla ciebie punktem
odniesienia?
JD: W Opolu robi się rap. Nie za dużo. Trudno przebić grupę Dinal, czy Lecha Rocha. Ta energie jest, tylko już nie płynie po złotej fali hip-hopu.
Czy mnie interesuje rodzinne miasto? Tak. Ale to nie przywiązanie z sentymentu. Dla mnie początek tego myślenia bierze się z zajawki na architekturę. Tę, która powstaje na miejscu, wynika z konkretnego kontekstu. Nigdy nie chciałem robić domów „typówek” do katalogu. Budynki powstają (podobnie jak tworzą artyści) używając materiału, który jest pod ręką. Kiedy mieszkałem na stałe w Opolu, dostępnymi narzędziami były: miasto, komputer i ja. Inną sprawą jest to, jak bardzo Internet zmienił sposób myślenia o lokalności. Jak dany język jest rozumiany poza kontekstem, w którym powstał, w innym kręgu kulturowym.
JD: W Opolu robi się rap. Nie za dużo. Trudno przebić grupę Dinal, czy Lecha Rocha. Ta energie jest, tylko już nie płynie po złotej fali hip-hopu.
Czy mnie interesuje rodzinne miasto? Tak. Ale to nie przywiązanie z sentymentu. Dla mnie początek tego myślenia bierze się z zajawki na architekturę. Tę, która powstaje na miejscu, wynika z konkretnego kontekstu. Nigdy nie chciałem robić domów „typówek” do katalogu. Budynki powstają (podobnie jak tworzą artyści) używając materiału, który jest pod ręką. Kiedy mieszkałem na stałe w Opolu, dostępnymi narzędziami były: miasto, komputer i ja. Inną sprawą jest to, jak bardzo Internet zmienił sposób myślenia o lokalności. Jak dany język jest rozumiany poza kontekstem, w którym powstał, w innym kręgu kulturowym.
Retrybucje i reparacje
Jakub Bąk
Rusztowania, ramy z
prętów aluminiowych – zapomniany patent do wieszania obrazów stosowany w latach
świetności biur wystaw artystycznych, taśmy zadrukowanego taniego papieru
biurowego i precyzyjnie wykrojone z archiwalnych fotografii bezgłowe sylwetki
widzów, zreprodukowane w formie makiet naturalnej wielkości. Do tego
autoportrety w kapturze, z twarzą zasłoniętą zdjęciem maski pośmiertnej i
płachta zadrukowana wizerunkami „duszków”. Katalog obiektów tworzących wystawę
Agnieszki Grodzińskiej „Chcesz mieć spokój w grobie, nie zostawiaj nic
po sobie” w zielonogórskim BWA jest znacznie
mniej ciekawy niż jego przestrzenna konstelacja, sieć wzajemnych powiązań tych
elementów i ich ścisłe związki z miejscem, w którym powstały i zostały
pokazane. O ile wcześniejsze wystawy: „Saturation Rhythm”, Galerie Laboratorio, Praga, 2013 i „Echo Park”,
Galeria Starter, Warszawa, 2011 oraz „Hard Light in Light Heat”, Galeria Wozownia, Toruń, 2015 były
mocno nakierowane na olśniewający, bardzo precyzyjny efekt estetyczny,
starannie wypracowany zarówno pod względem wyważonej kompozycji i eleganckich
zestawień barwnych, to w „Reprograf Guestroom”, Banská Stanica Contemporary
(BSC), Słowacja, 2014 i „Chcesz mieć spokój w grobie, nie zostawiaj nic
po sobie”, BWA Zielona Góra, 2015 w rozdysponowaniu przestrzeni przez obrazy, wzorach
i układach, które tworzą, dochodzi do głosu genius
loci i narracja od lat prowadzona przez artystkę.
Cital dla muchy, czyli nauka latania według Tomasza Mroza
Łukasz Kropiowski
W rajskim ogrodzie „było pod
dostatkiem drzew, bogato obsypanych wspaniałymi owocami, których nadmiar po
spożyciu ulatniał się drogą niezauważalnego parowania; wyjątek stanowiło jedno
jedyne drzewo pośrodku ogrodu, które wydawało zachwycający owoc wprawdzie, taki
wszakże, który nie dawał się wypocić. Gdy nasi pierwsi rodzice zapragnęli go
jednak skosztować, mimo zakazu, to – by nie powalali nieba – nie było innej
rady niźli ta, że jeden z aniołów pokazał im w oddali Ziemię, mówiąc: »Oto
ustęp dla całego uniwersum«, następnie zaprowadził ich tam, iżby załatwili
potrzebę, po czym, pozostawiając ich, uleciał z powrotem do nieba. W taki
sposób pojawił się na Ziemi ród ludzki”[1]. Ta wizja Ziemi jako
kloaki, stanowiąca jedną ze „wstrętnych metafor” omawianych przez Immanuela
Kanta w rozprawie Koniec wszystkich
rzeczy, mogłaby stanowić również bardzo udaną metaforę sztuki Tomasza Mroza
– miejsca, gdzie artysta gromadzi wszystko, co nawet dla kultury lubiącej kolokwialność
i bliskie związki z tym co niskie jest „zbyt niskie” i jakoś wstydliwe.
Przeskalowane ekskrekty, ruchome pajęczaki-waginy, fascynacje „kulturystami”
serii Masters of the Universe, z bohaterem o
kuriozalnym imieniu He-Man na czele, onanistyczne praktyki dzieciństwa
stymulowane przez wionące Zachodem katalogi Quelle
oraz wiele innych, podobnie „kalających” kulturę pierwiastków, artysta
pielęgnuje i umieszcza w przygotowywanych z dużą dbałością o stronę wizualną
przestrzeniach swoich wystaw, które przybierają często formę rozbudowanych
wieloelementowych instalacji.
Ja tu tylko maluję (w szarej strefie)
Stach Szabłowski
Radek Szlaga to szczególny przypadek
mitotwórcy. Obrazuje mity, które nie mają początku ani końca. Lepi je z
fragmentów wyrwanych ze środka mitologicznych struktur, z fragmentów
znalezionych, odrzuconych, a także takich, które należą do starych i nowych
historii, które właściwie nigdy nie zostały ani opowiedziane, ani
przedstawione.
U Szlagi nic nie dzieje się więc
tam, ani tu, lecz zawsze w połowie drogi. Jeżeli jest malarstwo, to dzieje się
ono gdzieś pomiędzy tradycją klasycznej techniki olejnej a postinternetowym
rozkojarzeniem. Między unikatowością dzieła malarskiego a rozmnożeniem,
naporem, powtarzalnością i dewaluacją wizerunków. Jeżeli jest nowoczesność, to
rozgrywa się ona między przedmodernistycznym zacofaniem a postmodernistycznym
upadkiem. Jeżeli jest geografia, to opisuje ona krainę (nie)istniejącą na
pograniczu polskiej wsi i czarnego getta w Detroit.
ROZMOWA
Słońce-oko-jajko
Z Romanem Dziadkiewiczem rozmawiała Agnieszka Dela-Kropiowska
A.D.-K.: Urodził się Pan w Opolu, chciałam zapytać z
tej perspektywy o kształtowanie się Pana jako artysty w kontekście tego
miejsca. Czy specyficzny klimat regionu – o
poplątanych losach historycznych, funkcjonującego z dala od głównych nurtów
sztuki – ukształtował w jakiś sposób Pana jako performera – artystę? Czy we
wczesnych latach studenckich realizował Pan jakieś ingerujące w przestrzeń
publiczną akcje? Być może działał Pan tu w innych społecznych kontekstach?
R.D.: Urodziłem się w Opolu, ale dzieciństwo przeżywałem w
Prószkowie, miasteczku, które jeszcze bardziej, na co dzień, ujawniało
poplątane losy historyczne – jak to pani uroczo ujęła. W szkole miałem kolegów
i koleżanki, które w domu, z dziadkami, rozmawiały po niemiecku, a ich ojcowie
przywozili im z Niemiec błyszczące egzemplarze magazynu „Bravo”. Ślady
śląskiego baroku w lokalnej kulturze (słynna manufaktura fajansu, architektura
i urbanistyka osady) mieszały się z groteskowym „barokiem” życia w małym
miasteczku z zakładem opieki nad osobami z zaburzeniami psychicznymi w centrum.
Obok tego XIX-wieczna wyspa wiedzy o naturze – założony w drugiej połowie XIX
wieku pruski Królewski Ośrodek Pomologiczny, przekształcony po drugiej wojnie w
Zespół Szkół Ogrodniczych, otoczony sadami i zabytkowym parkiem. Tam poznali
się moi rodzice – nauczyciele, którzy przyjechali uczyć w tej szkole z różnych
miejsc i z różnym kulturowym obciążeniem. W skrócie – złożony i konfliktogenny,
mocno podzielony patchwork
społeczno-kulturowy, którego oczywiście nie rozumiałem, ale który odczuwałem
bardzo mocno. Byłem wrażliwym dzieciakiem ;). I uczyłem się poprzez
uczestniczącą obserwację, do której byłem przez okoliczności zmuszany od
wczesnego dzieciństwa. Nic nie było oczywiste. Wszyscy o wszystkich mówili źle
albo milczeli dwuznacznie.
NOWY DUCH. Magdalena Starska. Hierofanie codzienności
Przemysław Chodań
Penerzy ducha cz. III
Myśląc o twórczości Magdaleny
Starskiej, trudno jest się uwolnić od dwóch kategorii. Są nimi codzienność i
terapia. Uzdrawiające właściwości codzienności ujawniają się poprzez skupienie,
uważność. Dzięki nim proces twórczy bazujący na przedmiotach z najbliższego
otoczenia artystki, złożony z najprostszych gestów, prowadzi do zmiany
postrzegania rzeczywistości. Jeżeli chcemy analizować przejawy świeckiej
duchowości w sztuce współczesnej, nie ma wielu lepszych przykładów niż filmy,
rysunki i performensy artystki.
Doświadczenie duchowe dla Magdaleny
Starskiej zakotwiczone jest w doczesności i spełnia określone funkcje. Należą
do nich: komunikacja i nawiązywanie kontaktu ze światem, oswajanie go a także
zapraszanie innych do współuczestnictwa w kreacji. Starska przypomina, że
rzeczywistość nie jest jakaś, lecz jest rodzajem kreacji. Dlatego też
codzienność może przebrać szaty nadzwyczajności i powodować szereg świeckich
hierofanii. Hierofanią może być błysk słońca, może być nią roślina lub gest.
Hierofania nie wybiera miejsc, nie wartościuje przestrzeni, możliwa jest
wszędzie. Przestrzeń prywatną jako miejsce mocy najlepiej obrazuje film Najważniejsze jest słońce.
READ AND DIE
Agnieszka
Grodzińska
Nothing
is important. Nothing is important!
Until then if not before.
Nic się nie wydarza, wszystko się dzieje.
Virillo s.
21
When you
are working everybody is in your studio the past, your friends,
the art
world, and above all your own ideas – are all there.
But as you
continue painting, they start leaving one by one,
and you are
left completely alone.
Then if you
are lucky, even you leave.
John Cage do Philipa Gustona
An
artist-as-artist
Has always
nothing to say,
And he must
say this over and over again
Especially
in his work
What else
is there to say?
Ad
Reinhardt
Purity is
the measure of greatness,
but the
true intention of art is to disappear.
Ralph Lichtensteiger
Kiedy
tylko zaczynamy przykładać nasze myśli do słów i sentencji, wszystko staje się
nieskładne, język jest cholernie niedobry – używam go, ponieważ muszę, ale nie
darzę go zaufaniem. Nigdy nie zrozumiemy się wzajemnie[1].
Fundament
rozumienia języka zawsze budzi moje wątpliwości – zarówno w obszarze natury
semiologicznych systemów język – mówienie, jak i w przestrzeniach
kontekstualnych, w których igra on ze swoją tautologicznością. Łatwo zauważyć,
że coraz częściej rozumienie tekstów rzeczywistości przyjmujemy niejako a
priori, zakładając przybliżoną i niemal natychmiastową deszyfrację znaków i
komunikatów. Dekodowanie jest
zarówno naszą naturą, jak i obowiązkiem…
It's hot even it's not. A smile, a cat & the cut, czyli jak działa zapamiętanie
Ewa Tatar
„But
he remembered always how she had told him he never knew how to feel things very
deeply. He remembered how she told him he was afraid to let himself ever know
real feeling, and then too, most of all to him, she had told him he was not
very understanding”.
Gertruda Stein
Zamówienie było proste.
Pisać o tym, co się wydarzyło w poprzedniej dekadzie i wciąż ma sens.
Gorzej z realizacją. Bo,
co ja pamiętam z atmosfery artystycznej lat 2000.? Teoretycznie wszystko było
wówczas świeże. To właśnie wtedy – w oparciu o lektury i spotkania –
kształtowała się moja metodologia pracy. To, co zapamiętałam, przetrwało we
mnie i ciągle się rozwija. Ale czy pamiętam jakkolwiek, jaką formę 10–15 lat
temu miało to, co teraz jest ważne.
I jaką temu formę nadać
dziś, by uniknąć śmieszności i grafomanii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)