Miłosny Performens


 Zofia Krawiec 

Żyjemy w kulturze zdominowanej przez uczucia[1]. O zawieraniu małżeństw nie wypada mówić już w kontekście korzyści ekonomicznych, jedynym właściwym powodem prawnego zatwierdzania związku zdaje się dzisiaj miłość. Psychologowie na stałe zajęli miejsca w mediach głównego nurtu, jako eksperci właściwie od wszystkiego, począwszy od zdrowego trybu życia, poprzez kryzysy w związkach i problemy z wychowywaniem dzieci, aż po radzenie sobie w pracy. W telewizji powodzeniem cieszą się programy typu talk show, oparte na terapeutycznym stylu rozmowy. W literaturze z kolei coraz popularniejszym trendem jest pisanie autobiografii wokół cierpienia, którego doświadczyło się w życiu, tzw. autobiografii w duchu terapeutycznym.


Nie od zawsze jednak do emocji przykładano tak dużą wagę, chociaż zainteresowanie emocjami zaobserwować można już u starożytnych filozofów. Starożytni Grecy skoncentrowani na dążeniu do mądrości, którą ucieleśniał rozum, widzieli w emocjach antytezę mądrości, a nawet zagrożenie dla racjonalizmu. Najpełniej stosunek greckich filozofów do emocji ujawnia się w Platońskiej metaforze woźnicy. Platon porównał umysł do woźnicy rydwanu powożącego końmi pożądania i emocji. Emocje, porównane do dzikich zwierząt, mogą ponieść człowieka na zgubną drogę hedonizmu, z którego wiedzie już prosta droga do stoczenia się na samo dno. Ten więc, zdaniem Greków, kto poddaje się uczuciom, najpewniej skończy na marginesie społecznym. „Kiedy w 1986 roku Catherine Lutz i Geoffrey M. White opublikowali artykuł zatytułowany The Anthropology of Emotion podsumowujący ostatnią dekadę antropologicznych badań nad emocjami, bibliografia obejmująca przede wszystkim pozycje amerykańskich antropologów liczyła 194 pozycje. Tymczasem jeszcze w 1970 roku antropologia emocji była praktycznie nieznana”[2]. Uczucia są więc stosunkowo świeżym odkryciem dla badaczek i badaczy kultury.

Eva Illouz, badaczka zajmująca się emocjami w dobie kapitalizmu, pisze: „dwudziestowieczna kultura stała się „głównie zainteresowana” życiem uczuciowym, jego etiologią i morfologią, i obmyśliła specyficzne techniki – lingwistyczne, naukowe, interakcyjne – do rozumienia tych uczuć i radzenia sobie z nimi”[3]. To charakterystyczne dla dwudziestego wieku skoncentrowanie wokół uczuć Illouz nazywa „terapeutycznym stylem emocjonalnym”. Początek zwrotu uczuciowego wiąże się jej zdaniem z rozpowszechnieniem idei psychoanalizy oraz dyskursu terapeutycznego, pojawiającego się między I a II wojną światową.
Z czasem bowiem okazało się, że nie możemy zrozumieć wielu własnych emocji, ponieważ, jak wyjaśniła psychoanaliza, do wielu ze swoich uczuć sami nie mamy dostępu, możemy dotrzeć do nich dopiero w procesie terapeutycznym. Wyparte wydarzenia z przeszłości stoją na przeszkodzie do rozumienia siebie, skutkują nerwicami, zakłócającymi wolne życie. Rozmowa o emocjach zaczęła być synonimem zmiany jakości życia. O swoich uczuciach zaczęto opowiadać więc terapeutom, życiowym partnerom, rodzinie, znajomym, a nawet szefom. Dwudziestowieczna psychologia odwróciła greckie myślenie o relacji emocji i rozumu, deprecjonując świadomość, jako wtórny komponent wobec uczuć.
Ponadto w latach dwudziestych XX wieku w Ameryce Północnej rozwinęło się pisarstwo porad życiowych, posługujące się językiem emocjonalności, które niemalże natychmiast zaczęło cieszyć się bardzo dużą popularnością. Literatura poradnikowa okazała się „najtrwalszą platformą propagowania idei psychologicznych i wypracowania norm emocjonalnych”[4].
Zwrot emocjonalny wiąże się z feminizmem. To pokrewieństwo opiera się na zainteresowaniu zarówno psychologii, jak i feminizmu drugiej fali sferą prywatną: rodziną i seksualnością[5]. „Ponieważ feminizm drugiej fali ciasno splótł się ze sferą rodziny i seksualności i ponieważ swą narrację emancypacji usytuował w tych właśnie sferach, cechowało go zatem naturalne pokrewieństwo z terapeutyczną narracją”[6] . Seks (wyznaczający centrum psychoanalizy) w relacjach intymnych miał stać się od teraz obopólnym źródłem przyjemności, osiągniętej na drodze wzajemnego zrozumienia, które prowadzić miało do równości w związku. Należało więc nauczyć się opowiadać o swoich pragnieniach, żeby partner wiedział, jak sprawić przyjemność. Zdaniem Anthony’ego Giddensa zmiany w sferze intymnej są ruchem w kierunku emancypacji i egalitarności. Zmian tych dokonały głównie kobiety, które zbuntowały się przeciwko rolom gospodyń domowych i ograniczeniom samorozwoju. Zaczęły dopominać się równości w różnych dziedzinach życia. Mężczyźni w tym czasie byli zaabsorbowani zajmowaniem pozycji w życiu publicznym. Przegapienie zmian w sferze prywatnej stało się powodem tego, że mężczyźni nie nadążają za emancypacją. Zdezorientowani przemianami, które niejako wydarzyły się za ich plecami, mentalnie tkwią w przeszłości, w rolach żywicieli rodzin. Podsumowując: rozpowszechniony język terapeutyczny oraz feminizm doprowadziły do wprowadzenia emocji w sferę publiczną.
Dzięki Internetowi splot prywatnej i publicznej sfery zacieśnił się. Internet jest niczym innym jak sferą publiczną przebudowaną w scenę, na której wystawia się życie prywatne, emocje i intymność. Emocje, na czele z miłością, zintegrowane są w ciele. Illouz zwraca uwagę na to, że Internet odświeża kartezjański dualizm psychofizyczny. Posługując się tylko językiem pisanym, unieważnia ciało (zamiast ludzi widzimy fotografie). Profile internetowe, a w szczególności serwisy randkowe, prowadzą do utowarowienia osób z nich korzystających. Profil na Facebooku jest więc wirtualną prezentacją, tego kim się jest. Manipulując informacjami, jakich się o sobie udziela, przekształca się sferę intymną w inscenizację. Podstawową aktywnością na Facebooku jest informowanie innych o swoich emocjach „lubię, nie lubię”. Facebook to arena, gdzie rywalizuje się między sobą o uzyskanie jak największej widoczności i sympatii innych, której liczebnym wyznacznikiem jest ilość zebranych lajków. Osoby korzystające z mediów społecznościowych są tresowane do słuchania o życiu intymnym innych osób, co nie ma za wiele wspólnego z emancypacją. Jednak jeszcze nigdy dotychczas nie byliśmy tak mobilizowani do zajmowania się swoimi emocjami. Nasza kultura jest kulturą spowiedzi, co długo przed powstaniem Facebooka zauważył Michel Foucault w Historii seksualności.

„My zaś staliśmy się od tej pory społeczeństwem zeznającym. Szybko rozprzestrzeniły się wpływy wyznania: w sądownictwie, medycynie, pedagogice, stosunkach rodzinnych, miłosnych związkach, w codziennym życiu i przy najbardziej uroczystych okazjach: wyznajemy zbrodnie, grzechy, myśli i pragnienia, przeszłość i sny, wyznajemy dzieciństwo; wyznajemy choroby i niedole; najdokładniej staramy się wypowiedzieć to, co wypowiedzieć najtrudniej; wyznajemy publicznie i prywatnie, rodzicom, wychowawcom, lekarzowi, tym, których kochamy; z rozkoszą, ale i z udręką, samym sobie czynimy wyznania dla innych niepojęte, i powstają z tego książki”[7].

Badaczki kultury Krystyna Duniec i Joanna Krakowska ruch przejścia dyskursu intymnego w sferę publiczną, o potencjale emancypacyjnym, nazywają: TRANS-SFEREM. „Praktyczna realizacja feministycznego hasła „prywatne jest polityczne”, którego po raz pierwszy użyła Carol Hanisch w eseju The Personal is Political z 1969 roku, przybiera dzisiaj nieoczekiwane formy i ma poważne konsekwencje zarówno dla trans-sferowanych, jak i dla trans-sferujących”[8], piszą Duniec i Krakowska. Dalej dowiadujemy się, że TRANS-SFER dokonuje się: „w sztuce, w kulturze, w praktykach społecznych, dotyczy strategii komunikacyjnych i nowych mediów, metod uprawiania polityki i sposobu uprawiania historii”. Badaczkom chodzi tutaj bynajmniej nie o namawianie do internetowych spowiedzi z kulinarnych przygód poprzedniego dnia czy o propagowanie tabloidowego kultu bezwstydu i plotki, ale o zrobienie miejsca w sferze publicznej dla narracji prywatnych świadectw, umocowanych w kontekście życia osobistego, które zastąpią podmiot zbiorowy podmiotem indywidualnym – wprowadzając empatię. Zdaniem autorek książki Soc, sex i historia wszystko to, co jest najbardziej interesujące w kulturze, oscyluje na granicy prywatnego i publicznego.
 Dlatego atrakcyjnym pomysłem wydaje mi się odczytywanie sztuki współczesnej przez pryzmat historii miłosnych artystów. Miłość ma więcej wspólnego ze sztuką współczesną, niż mogłoby się wydawać. Nie jest ona wytworem. Czymś stałym i niezmiennym. Jest procesem, trwającym w czasie, w którym żyje uczucie. Afekt nie jest aktywnością, lecz jest wewnętrzną siłą popychającą nas do działania, a danemu działaniu nadającą nastrój uczucia. Miłości nie wytwarza się, lecz się ją codziennie praktykuje, gdyż nie jest ona dziełem, ale zdarzeniem. Miłość jest więc żywym procesem, zmieniającym się w czasie, a gesty wyrażające miłość są performensem. Prace artystyczne powstające pod wpływem zakochania, niezależnie od medium w jakim zostały wykonane, wpisują się w szerszy kontekst Miłosnego Performensu. Według badaczy, performens to: „działanie, które pozwala na improwizowane eksperymenty odpowiednio do potrzeb i pragnień dostrzeżonych i odczutych w konkretnej niepowtarzalnej sytuacji”[9]. Miłość dostarcza aż nadto niepowtarzalnych sytuacji zakochanemu podmiotowi. Proponuję nazwę Miłosny Perforemens, ponieważ są to prace bardzo prywatne, a jednocześnie funkcjonujące na wystawach, w sferze publicznej. Miłosne Preformensy to dzieła sztuki wykonane przez artystów specjalnie dla osoby, w której są zakochani. To intymne gesty, nastawione na wzmacnianie relacji, ich adresatem jest tylko jedna osoba. Być może tylko ta jedna osoba może je w całości odczytać. Często dzieła te nie powstają z myślą, aby je publicznie pokazywać. Miłosny performens kieruje się nie kalkulacją, tylko własną logiką. Logiką emocji. Nie są to dzieła sztuki, których tematem jest miłość, ale takie, które uczestniczą w życiu związku, jako codzienne gesty, miłosne deklaracje, albo pojawiają się przy jego śmierci – rozstaniu. Miłosny Performens to wyraz intensywnych uczuć. Rodzaj miłosnej korespondencji, adresowanej do kochanej osoby. Wykonywany jest w różnym medium. Zazwyczaj też nie zamyka się w jednym dziele sztuki, gdyż wpisuje się w większą część miłosnej praktyki. Niekiedy dzieła sztuki te trwają dłużej niż relacja zakochanych osób. Po zakończeniu związku trwają autonomicznie. Niezależnie od relacji, która była inspiracją dla stworzenia dzieła sztuki.

Artyści w naturalny sposób funkcjonują na styku prywatnej i publicznej sfery. Impulsem dla twórczości od zawsze były uczucia i życie wewnętrzne artystów, a ich dzieła sztuki prezentowane są na publicznych wystawach. Miłość jest uczuciem uniwersalnym dla wszystkich ludzi. Dlatego opisywanie sztuki przez pryzmat miłości może spowodować, że jej odbiór przestanie być adresowany do wąskiego grona specjalistów, lecz stanie się bardziej przystępny i egalitarny.

Pojawienie się w życiu miłości zwiastuje również nieuchronne nadejście cierpienia, które zakochaniu nieodzownie towarzyszy. Na połączenie miłości i bólu zwrócił uwagę Roland Barthes, porównując udręki zakochania do obozu koncentracyjnego:

„Czy nie jest nieprzyzwoitością porównywać sytuację podmiotu cierpiącego z powodu miłości z sytuacją więźnia obozu w Dachau? Czy jedna z najbardziej niewyobrażalnych w dziejach niegodziwości może powrócić w błahym, dziecinnym, wymyślonym, niejasnym zdarzeniu, które przytrafia się podmiotowi w komfortowym położeniu i które jest jedynie łupem jego Wyobraźni? Obie te sytuacje mają jednak coś wspólnego: są panicznie dosłowne: są sytuacjami bezwzględnymi, bezpowrotnymi: przerzuciłem siebie w innego z taką siłą, że kiedy mi go brakuje, nie mogę się pozbierać, sam siebie odzyskać: jestem zgubiony na zawsze”[10].

Zygmunt Bauman także zestawił ze sobą doświadczenie miłości i śmierci:

„Zjawienie się jednej bądź drugiej jest zawsze niepowtarzalne, lecz także nieodwracalne – nie dopuszcza możliwości powtórnego rozpatrzenia sprawy, nie daje szans na apelację ani nadziei na wstrzymanie wykonania wyroku. Jedna i druga zdane są tylko na siebie. Jedna i druga, zawsze gdy się pojawiają, rodzą się po raz pierwszy, lub po raz pierwszy naprawdę wynurzają się z nicości, z mroku nieistnienia bez przeszłości i przyszłości. Każda z nich za każdym razem zaczyna się od początku, obnażając zbędność wszelkich przeszłych fabuł i próżność wszelkich przyszłych narracji”[11].

Dlatego Miłosne Perforemensy ukazują paletę niekiedy sprzecznych emocji. Od euforii po rozpacz i strach. A przez to, że funkcjonują na styku prywatnego i publicznego, odzwierciedlają również kontekst społeczno-polityczny, w którym powstają.
Na przykład Miłosny Performens Oskara Dawickiego pt. Chwała ofiarom miłości, w formie kamiennej tablicy, dobrze znanej z miejskiego krajobrazu, zazwyczaj upamiętniającej tragiczne wydarzenia (często związane z wojną). Dawicki w swojej pracy przesuwa akcent z życia publicznego na prywatne, upamiętniając w przestrzeni miasta wydarzenie skrajnie intymne – nieszczęśliwą miłość.
Z kolei Aleka Polis, opowiadając w swoich Miłosnych Performensach o miłości do ówczesnej partnerki Ani, jednocześnie opisuje trudną sytuację lesbijek w życiu społecznym, np. kontrowersje, jakie wzbudzają w przestrzeni publicznej.
Miłosny performens Teresy Gierzyńskiej z lat siedemdziesiątych pt. Dwurnika jest odważną pracą o kobiecej seksualności i masochistycznej miłości do mężczyzny. Ujawnia również trudną sytuację kobiety w patriarchalnym PRL-u. Kontrastem dla miłosnych prac Gierzyńskiej są Miłosne Performensy Ady Karczmarczyk. Historia powstania prac Ady Karczmarczyk opowiada o wyniszczającej miłości młodej artystki do starszego i bardziej doświadczonego artysty, z której dziewczyna ostatecznie wychodzi zwycięsko. Pisząc o miłości artystów na przestrzeni czterdziestu lat, zastanawiałam się: czy miłość zmieniła się w tym czasie. Pewnie jest to za krótki przedział w historii, żeby można było zaobserwować radykalne przemiany. Za to wyraźnie zmieniły się sposoby radzenia sobie z nieszczęśliwą miłością, co w dużej mierze jest zasługą dążenia do płciowego równouprawnienia. Tę przemianę można zobaczyć w ewolucji Miłosnego Performensu Ady Karczmarczyk. Dzisiejsza twórcza dziewczyna, odtrącona przez mężczyznę, nie musi przeżywać zawodu miłosnego w domowym zaciszu. Może za to przekierować atencję z mężczyzny na samodzielny rozwój i zawodową karierę. Dobrze podsumowuje to inna współczesna przebojowa młoda kobieta Lena Dunham, pisząc w książce Nie taka dziewczyna: „Ośmielona nowym życiem kobiety z porządną posadą i w nowej kurtce, powiedziałam Joaquinowi, żeby spieprzał na zawsze”.










[1] Anthony Giddens w książce pt. Przemiany intymności twierdzi, że rozmowy o uczuciach są dziś bez przerwy obecne w życiu publicznym.
[2] Małgorzata Rajtar, Justyna Straczuk, Wstęp [w:] Emocje w kulturze, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2012, s. 7.
[3] Eva Illouz, Uczucia w dobie kapitalizmu, tłum. Zygmunt Siembierowicz [czy Simbierowicz?], Oficyna Naukowa, Warszawa 2010, s. 13.
[4] Ibidem, s. 18.
[5] Motto „to, co prywatne, jest polityczne”, zawarte w eseju Carol Hanisch The Personal is Political z 1969 roku, stało się jednym z głównych haseł radykalnych feministek.
[6] Illouz,  op. cit., s. 41.
[7] Michel Foucault, Historia seksualności, przeł. Bogdan Banasiak, Tadeusz Komendant i Krzysztof Matuszewski, Słowo / Obraz Terytoria, Gdańsk 2010, s. 47.
[8] Krystyna Duniec, Joanna Krakowska, Soc, sex i historia, Krytyka Polityczna, Warszawa 2014, s. 167.
[9] Marvin Carlson, Performens, przeł. Edyta Kubikowska, red. nauk. wyd. pol. Tomasz Kubikowski,Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007.
6 Roland Barthes, Fragmenty dyskursu miłosnego, przeł. Marek Bieńczyk, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s. 219.
[10] Roland Barthes, Fragmenty dyskursu miłosnego, przeł. Marek Bieńczyk, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2011, s. 76.
[11] Zygmunt Bauman, Śmierć i nieśmiertelność: o wielości strategii życia, tłum. Norbert Leśniewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1998, s. 6.