KUBA BĄKOWSKI: ANIMISTYCZNA RECYDYWA I ROBIENIE GWIAZD NA NIEBIE - Stach Szabłowski


Kuba Bąkowski, Polaris. Summer 2009,2009

 
Wstęp: Polaris
______________
Jestem przekonany, że Polaris Kuby Bąkowskiego należy do najciekawszych pejzaży, jakie powstały w polskiej sztuce ostatniej dekady. 
______________ 
Polaris to fotografia prezentowana na lightboksie.
______________
Jesteśmy na dalekiej Północy, na brzegu morza. To ostatni brzeg; dalej, za zimnym morzem, jest już tylko koniec świata.
______________



           Na tle pejzażu rozświetlonego chłodnym blaskiem niekończącego się polarnego dnia stoi postać o ciele kobiety i głowie białej niedźwiedzicy. Ta hybrydalna figura jest niewątpliwie boginią; wizerunek człowieka z głową zwierzęcia to obraz istoty nadludzkiej, przekraczającej człowieczeństwo i reprezentującej siły natury. Taka istota mogłaby należeć do jednego z archaicznych imaginariów; mogłaby być bóstwem stojącym w połowie drogi między pierwotnymi animistycznymi kultami a wyobrażeniami religijnymi konstruowanymi przez zaawansowane cywilizacje, w których wizerunek boga tworzony jest na obraz i podobieństwo człowieka, by w dalszej perspektywie zostać ostatecznie zastąpiony abstrakcyjnym pojęciem.
Niedźwiedzia bogini pochodzi więc z porządku mitologicznego, ale manifestuje swoją obecność w świecie realnym i w czasie rzeczywistym – w czasie teraźniejszym. Ludzkie ciało kobiety-niedźwiedzicy ubrane jest w nowoczesny kombinezon termiczny, taki, jakie  noszą dzisiejsi polarnicy. Jej atrybutem jest laska, której koniec jarzy się białym światłem – lub, przenosząc się z porządku wyobrażeń na twardy grunt fotograficznego przedstawienia, atrybutem tym jest długi bosak, na którego końcu zamontowano elektryczną latarnię sygnalizacyjną dużej mocy.
Świecący punkt na końcu laski znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym powinniśmy widzieć Gwiazdę Polarną – gdyby nie to, że zdjęcie zostało wykonane w okolicach letniego przesilenia, w długi polarny dzień, podczas którego słońce nie zachodzi a wszystkie gwiazdy pozostają niewidoczne na jasnym, północnym niebie.

Montaż i demontaż
Przywołuję Polaris tytułem wstępu do krótkich rozważań na temat twórczości Kuby Bąkowskiego z dwóch powodów. Po pierwsze jest to praca, w której postawa, strategia i twórcze poszukiwania artysty bliskie są spełnienia; praca, która wciąga widza w kilka symultanicznie rozwijanych dyskursów; ich ścieżki prześledzimy w dalszej części tekstu. Swoją rolę gra tu również piękno; Bąkowski obdarzył ten fotograficzny obraz siłą uwodzenia patrzącego. Ten moment uwiedzenia prowadzi do drugiego powodu, dla którego pragnąłbym wchodzić w twórczość artysty właśnie poprzez Polaris – realizację, która nie tylko przenosi nas w pobliże końca świata, na najdalszy brzeg, lecz również wprowadza w sam środek kręgu zainteresowań, tematów i emocji, które napędzają sztukę Kuby Bąkowskiego.
Jak jednak stworzyć spójną i czytelną mapę owego „kręgu”? Nie jest to łatwe, bo artystyczna tożsamość Bąkowskiego wydaje się niejednoznaczna, a przestrzeń, po której porusza się jako artysta, to nie jedno terytorium, lecz raczej zbiór nakładających się na siebie wymiarów.
Najbezpieczniej jest powiedzieć, że Kuba Bąkowski jest artystą postkonceptualnym, który swobodnie posługuje się pojęciowym modelem sztuki, ale daleki jest zarówno od konceptualnych tendencji ikonoklastycznych, jak i fundamentalistycznego przywiązania do dyscypliny racjonalnego myślenia. Wykształcony w latach 90. w Poznaniu artysta wyniósł z tamtej szkoły umiejętność poświęcania uwagi rzeczom, biegłość w posługiwaniu się przedmiotami w przestrzeni, upodobanie do wypowiadania się w formie instalacji  i wrażliwość na przedmiotowy wymiar sztuki. Równolegle rozwijał swoje zainteresowania mechaniką obrazu, które spełniają się w wizerunkach kreowanych za pomocą maszyn, w fotografii i filmach wideo. Fascynacja technologią – dziedziną definiującą współczesną wyobraźnię i percepcję – doprowadziła go do postawy bliskiej kulturze cyberpunkowej, w której wątki futurystyczne mieszają się z nostalgią, jaka towarzyszy kontemplacji ruin nowoczesności. Wzorem cyberpunków, stosunek Bąkowskiego do technologii jest nieortodoksyjny, nastawiony na twórcze i niezgodne z przeznaczeniem wykorzystanie jej zdobyczy. Relacja z techniką ma tu neoprymitywny, postnowoczesny charakter: artysta jawi się jako techno-animista. Wiele z jego prac przybiera formę maszyn, ale twórca-mechanik nie traktuje ich instrumentalnie. Jego maszyny nie są instrumentami; artysta jest o wiele bardziej zajęty bytem (a nawet duszą) mechanizmów, niż ich zastosowaniem. Horyzont poszukiwań wyznacza utopia; w perspektywie twórczości Bąkowskiego to, co niemożliwe, jawi się jako najbardziej warty zachodu przedmiot rozważań i spekulacji. Wrotami do niemożliwego jest z kolei absurd, akt rozregulowania sensów – gest, do którego upodobanie nadaje twórczości Bąkowskiego rys neodadaistycznej anarchii znaczeń.
Pomiędzy rzeczami, instalacjami, obrazami i maszynami obecna jest zaś postać samego artysty, który działa, pracuje, podejmuje fizyczny wysiłek. Performatywny aspekt sztuki Bąkowskiego jest czasem w oczywisty sposób wyeksponowany. Kiedy indziej, wręcz przeciwnie, ukryty jest za materią prac – ale niemal zawsze pozostaje ważny dla zrozumienia natury kreowanych przez artystę sytuacji.
W twórczości Bąkowskiego zobaczyć więc można nie tyle heterogeniczną praktykę, ile zbiór praktyk należących do różnych porządków, zresztą dość od siebie nawzajem odległych. Niektóre z nich, jak na przykład upodobanie do przedmiotowego wymiaru sztuki z jednej strony i zamiłowanie do performatywnego gestu z drugiej, mogą się nawet wydawać sprzeczne. Co jest spoiwem tego zbioru? Odpowiedź brzmi tautologicznie; jeżeli to spoiwo istnieje, to jest nim sama zasada montażu. To ona rządzi sztuką Bąkowskiego i nawet więcej: to właśnie akt montażu tworzy w jego praktyce moment artystycznego przekroczenia codzienności – same przedmioty owych montażowych operacji pochodzą zwykle spoza porządku sztuki. Zmontowanie człowieka z maszyną. Dialogu z obiektem. Kulturowych odniesień z technologicznym konkretem. Performance'u z przedmiotem. Światła żarówki z otwartym nieboskłonem.
W większości wypadków do zrozumienia praktyk artystycznych najprzydatniejsze bywa dokonanie syntezy gestów autora oraz własnych wrażeń w spójny dyskurs. Wydaje mi się jednak, że ze sztuką Kuby Bąkowskiego należy postępować odwrotnie. Syntezą zajmuje się artysta; przydatniejsza będzie więc analiza, rozmontowywanie skonstruowanych przez niego struktur, rozkładanie ich na czynniki pierwsze.

Kuba Bąkowski, Ursa Major. Kopalnia Bobrek-Centrum Bytom, 2008



Kable
Sztuka Bąkowskiego, jak zresztą niemal wszystko wokół nas, działa na prąd. Jest podłączona do sieci, okablowana. Technologia nigdy nie jest tu przeźroczysta – jak w stworzonej w latach 2006–2007 wideoinstalacji Nothing More Happens Than Has to Happen. Footage do wideoloopów składających się na tę pracę pochodził z trzech źródeł: z filmu O, Lucky Man Lindsaya Andersona, z dokumentu BBC o historii prac nad bronią atomową, wreszcie z ujęć nakręconych przez samego artystę w Far Rockway w Nowym Jorku. Filmy były jednak nie podmiotem tej instalacji, lecz tworzywem – podobnie jak nagie, odarte z plastikowej skóry wyświetlacze LCD, ciągnące się od nich kable zasilania i przewody sygnałowe, odtwarzacze DVD, kolejne kable – wszystko składające się w jedną złożoną rzeźbę, przez którą płynie energia i obrazy, dźwięk i czas.
Nauka
Praca Introduction to task: Psychokinesis on T5 fluorescent lamp with changes in light color and environment color składa się z dwóch części: z wielkoformatowej fotografii prezentowanej na lightboksie oraz gabloty z obiektami. Fotografia przedstawia Kubę Bąkowskiego w kostiumie szalonego naukowca. Artysta ubrany jest w biały kitel i łypie zza laboratoryjnych gogli upartym spojrzeniem, w którym czai się obłęd. Postać znajduje się w pomieszczeniu, które być może jest laboratorium albo lochami jakiegoś tajnego ośrodka badawczego, albo kryjówką wizjonera. W ręku uczony trzyma wygiętą świetlówkę. Widzimy go w momencie, kiedy prezentuje wyniki (udanego!) eksperymentu z dziedziny psychokinezy. Obiekty w gablocie są namacalnym dowodem na pomyślny przebieg doświadczenia z zakresu oddziaływań, które w świetle obowiązujących paradygmatów naukowych uznawane są za niemożliwe. Estetyka nauki, procedury badawcze i wizualizowanie wiedzy to elementy, które regularnie powracają w realizacjach Bąkowskiego, ale nie należy zbyt pochopnie wpisywać owych realizacji w skądinąd żywo obecnie dyskutowaną kwestię  dialogu między sztuką i nauką. „Mam raczej sceptyczne podejście do tego dyskursu – mówił artysta w wywiadzie udzielonym „Dwutygodnikowi”[1]. –  Przynajmniej jak chodzi o próby łączenia sztuki z naukami przyrodniczymi, fizyką. Moich prac, mimo że występują w nich odniesienia do nauki, nigdy nie nazwałbym artystyczno-naukowymi”.

 
Kuba Bąkowski, Introduction to task: Psychokinesis on T5 fluorescent lamp with changes in light color and environment color, 2011


Science-fiction
A fantastycznonaukowymi? W roku 2006 Bąkowski zrealizował wystawę „Air-Sculptures And Other Flying Objects”[2], która niemal w całości oparta była na motywach nawiązujących do wyobrażeń i figur zaczerpniętych z kultury science fiction. Artysta uruchamiał wówczas podstawowe toposy tego dyskursu: loty kosmiczne, strach przed Nieznanym kryjącym się w nieskończonych międzygwiezdnych przestrzeniach, odkrywanie nowych światów, dystopiczne wizje rzeczywistości po apokalipsie.
Tradycyjna fantastyka naukowa operuje na dwóch głównych polach. Pierwsze to obszar futurystycznych spekulacji, próba rozpoznania istoty współczesnych tendencji (np. społecznych, naukowych, technologicznych) i przewidywania możliwych kierunków ich rozwoju w przyszłości. Drugie pole to przestrzenie alegorii, w której alternatywna, choć prawdopodobna rzeczywistość fantastyczna służy za zwierciadło, na którym wyraźniej rysuje się obraz rzeczywistości fantasty. Kuba Bąkowski nie wybiera jednak żadnego z tych obszarów; idzie trzecią drogą. Jednym z elementów wystawy „Air sculptures...” była flotylla miniaturowych statków kosmicznych, zbudowanych na bazie leków – barwnych pigułek i drażetek, głównie antydepresantów i środków psychotropowych. W „efekty specjalne”, zastosowane w tej i innych pracach, wpisany był mechanizm autodestrukcji iluzji – złudzenia demaskowały się same, ale paradoksalnie nie traciły przez to na sugestywności. Od futurystycznych przewidywań i alegorii, artystę bardziej interesowała sama poetyka fantastyki, mechanizmy rządzące sformatowaną przez technologię wyobraźnią – cywilizacyjny moment, w którym człowiek, stając przed fetyszem, nie wyposaża go w duszę, jak robili to pierwotni animiści, lecz wyposaża go w inne „nadnaturalne moce”, czerpane z tajemniczej potęgi zaawansowanej techniki pojmowanej jako siła analogiczna do magii. Według definicji Roda Serlinga klasyczna fantastyka polega na przedstawieniu tego, co niemożliwe, jako prawdopodobne. Fantastyka naukowa z kolei ukazuje to, co nieprawdopodobne, jako możliwe. Kuba Bąkowski lokuje się gdzieś pomiędzy tymi dwiema formułami, pokazując to, co możliwe, jako wyobrażone. 

Animizm
Prace Kuby Bąkowskiego nie czekają biernie na spojrzenie widza. Zwykle coś robią, nawet jeżeli nikt nie patrzy. Fotografie, które artysta najczęściej prezentuje na lightboksach, świecą. Napędzane elektrycznie rzeźby ruszają się. Wyposażone w głośniki instalacje mówią. Filmy wideo, obleczone w elektroniczne ciała wyświetlaczy, kabli, wyeksponowanego hardware, odtwarzane są w pętlach i istnieją w swoich własnych wymiarach czasu, alternatywnych do tego, który biegnie wokół nich. Sformułowane pod koniec XIX wieku pojęcie animizmu pomagało oddzielić uczestników racjonalnej nowoczesności od tych, którzy byli z niej wykluczeni: a więc przedstawicieli pozaeuropejskich kultur, „dzikich”, dzieci, szaleńców: słowem wszystkich tych, którzy skłonni są przypisywać otaczającej człowieka rzeczywistości (zwierzętom, roślinom, przyrodzie, przedmiotom) jakiś rodzaj autonomicznej podmiotowości, niezależnego bytu, duszy. Do animistycznego obszaru można by dodać doświadczenie artystyczne; powszechnie posługujemy się przecież retoryką, w której obraz „przemawia” do widza. Bąkowski idzie o krok dalej; w jego sztuce podmiotowość dzieła nie jest już tylko metaforyczną figurą. Artysta przedstawia świat, w którym nakreślona przez nowoczesność granica między świadomym aktorem (człowiekiem) a nieożywionymi rekwizytami spektaklu rzeczywistości na nowo się zaciera: technika wymyka się  spod kontroli rozumu, ponieważ w coraz mniejszym stopniu rozumiemy jak działa. Wyobrażenia krzyżują się ze sobą, mutują i samowolnie zmieniają swoje pierwotne znaczenia. Przedmioty, coraz bardziej inteligentne, przemawiają własnym głosem.

Kuba Bąkowski, A Boy And His Dog, 2006


Pętle czasu
W pracy Well, where are we (2008–2012) występują dwie postaci: Niewiarygodny Hulk i Abraham Lincoln.
Hulk jest fragmentem plakatu filmowego reklamującego widowisko z udziałem superbohatera. Bąkowski dodał temu plakatowi trzeci wymiar, naklejając go na gruby blok styroduru. W ustach Hulka wywiercił dziurę i wetknął w nią głośnik.
Postać Lincolna reprezentuje z kolei plastikowa nakrętka od butelki w kształcie głowy prezydenta –  znaleziony gdzieś w Stanach fragment pamiątkowego gadżetu w guście figurek Matki Boskiej, które są jednocześnie flaszkami na wodę święconą. Na ciało Lincolna składa się niewielki głośnik (pojawiający w miejscu tułowia) wsparty na jednej nodze, zrobionej ze szpitalnej, aluminiowej,  kuli – takiej jaką dostają pacjenci ze złamaną nogą.
Dwie postaci, każda ikoniczna, choć każda na swój, odmienny sposób, prowadzą dialog zaczerpnięty z obrazu, który również posiada status ikony. Kwestie wypowiadane przez Hulka i Lincolna pochodzą z filmu Planeta małp (1968).
Abraham Lincoln pyta: Well, where are we?
Na co Hulk odpowiada pamiętną frazą z Planety...: – The question is not so much where we are as when we are...
Bohaterowie pracy powtarzają tę wymianę zadań co 23 sekudny.
W Where are we? zbiega się kilka charakterystycznych dla sztuki Kuby Bąkowskiego figur, motywów i stylistycznych zabiegów. Czas zapętlony w nieskończony loop. Animistyczne podejście do przedmiotów martwych, którym artysta nadaje tożsamość, obdarza głosem i zadaje im do wykonania pewną symboliczną pracę. Dadaistyczna z ducha technika montażowa, pozwalająca w przestrzennym kolażu połączyć wszystko ze wszystkim. Poszukiwanie materiałów do tego kolażu w zbiorze przypominającym wysypisko cywilizacji, na które trafiły ikony popkultury i ikony polityki, postaci fikcyjne i historyczne, filmy, reklamy, mity, sprzęt elektroniczny i sprzęt medyczny. Użycie kabli i urządzeń audio jako pełnoprawnych elementów rzeźby. Wreszcie, ważna w praktyce Bąkowskiego strategia DIY; całe to absurdalne, nadrealistyczne spotkanie Hulka i Lincolna zostało zainscenizowane chałupniczymi+- sposobami; artysta stojący za tą pracą z równym zaangażowaniem gra rolę rzeźbiarza co majsterkowicza budującego z tego co ma pod ręką.
            Na koniec istotna dla zrozumienia dyskursu Bąkowskiego jest sama kwestia wypowiadana przez Niewiarygodnego Hulka, który odpowiedzi na pytanie, gdzie się znajdujemy, szuka nie w przestrzeni, lecz w czasie.
 Kuba Bąkowski, Well Where Are We?, 2008
            Sport
            W porządku sztuki Bąkowskiego przedmioty, maszyny i obrazy robią wrażenie bytów zmierzających ku tożsamości (a może nawet jakiegoś rodzaju świadomości). Tymczasem ciało ludzkie ulega zmechanizowaniu. Jest to ciało sportowe – ciało artysty wykonującego w obszarze swoich prac performatywne gesty. Odwołania do sportu i ćwiczeń fizycznych bywają formułowane wprost, jak w projektach TV Zero Zones czy Nieoczekiwane zaburzenia czynności sportowych (to ostatnie przedsięwzięcie artysta zrealizował we współpracy z mistrzynią świata w podnoszeniu ciężarów, Agatą Wróbel). Kiedy indziej Bąkowski odnosi się do sportu pośrednio, poprzez podejmowanie fizycznego wysiłku jak w dokamerowym performance Atlet P.420, w którym zrealizował specyficzną choreografię rozpisaną na własne ciało i potężny, przemysłowy podnośnik hydrauliczny.

Kuba Bąkowski, Light One In Ether, 2001-2007

            Zakończenie: Polaris
            Na koniec wróćmy na daleką Północ. W Polaris Bąkowski zrobił swoją własną Gwiazdę Polarną i umieścił ją na właściwym miejscu na nieboskłonie. Realizację tę poprzedziło kilka innych, w których artysta zapalał gwiazdy. W 2006 roku na dachu bloku przy ulicy Międzynarodowej 64/66A w Warszawie Bąkowski sfotografował mieszkańców budynku. Każdy z nich trzymał w ręku zapaloną żarówkę: wszystkie razem składały się we wzór konstelacji Ursa Major, rozpościerającej się na tle nieba o zmierzchu. Dwa lata później artysta znów zrobił zdjęcie temu samemu gwiazdozbiorowi: tymi razem gwiazdami Wielkiej Niedźwiedzicy były lampy czołowe górników pozujących w sztolniach bytomskiej kopalni Bobrek-Centrum.
            Z technicznego punku widzenia fotografię przedstawiającą własnej roboty Gwiazdę Polarną można było zapewne wykonać pod Warszawą, albo w studiu. Zamiast tego Bąkowski  popłynął statkiem na Spitsbergen, i spędził miesiąc w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund, położonej w pobliżu Zatoki Białych Niedźwiedzi. W roli bogini-niedźwiedzicy wystąpiła jedna z pracujących tam badaczek, ale niedźwiedzią głowę artysta przywiózł na Spitsbergen z Opolszczyzny. Oryginalnie ten rekwizyt wykorzystywany był w ludowym obrzędzie „wodzenia niedźwiedzia”. „To specyficzny zwyczaj – opowiadał Bąkowski na łamach „Dwutygodnika” – polegający na tym, że niedźwiedź prowadzony przez księdza i policjanta chodzi po wsi, zbierając ludzkie grzechy, a potem zostaje wyspowiadany i rozgrzeszony. Co de facto oznacza rozgrzeszenie lokalnej społeczności. Po rozgrzeszeniu następuje symboliczne zabicie niedźwiedzia. Odradza się on co roku, gotowy na przyjęcie nowych grzechów. Wypożyczono mi strój, który służył kilkanaście lat. Zrobiony z owczych skór, z głową na stelażu ze sklejki, a oczami z niebieskich guzików. Wygląda bardziej jak wesoły wilkołak niż niedźwiedź. Oddaje potoczne i ludowe wyobrażenia o zamorskim potworze”[3].
            Symboliczny polski biały niedźwiedź w krainie prawdziwych białych niedźwiedzi, sztuczna Polaris zasłaniająca prawdziwą (i niewidoczną) Gwiazdę Polarną, trwający ponad miesiąc wyczynowy performance artysty, płynącego statkiem tydzień w jedną stronę po wzburzonych morzach, po to, aby na końcu świata zrobić jedno zdjęcie. Jak w większości projektów Bąkowskiego, Polaris to kolaż motywów, sytuacji, gestów zmontowanych w obraz, w którym zarówno czasoprzestrzeń jak i rozmieszczone w niej znaczenia ulegają osobliwemu zakrzywieniu. Wyjątkowo wyraziście dochodzi do głosu w tej realizacji również neoromantyczny rys twórczości Bąkowskiego, wzmacniany przez antypragmatyczną ekonomię pracy twórczej, która niekoniecznie rządzi się zasadą „minimum nakładu / maksimum efektu”. Przeciwnie, w wypadku Polaris artysta zastosował odwrotny rachunek ekonomiczny, poświęcając efektywność na rzecz estetyki swojego procesu twórczego.  „Zawsze zwracam uwagę na strukturę projektu. – mówi artysta. – Punktem dojścia jest zawsze pewna elegancja struktury rozumianej jako całość, na którą składają się jakości konceptu i realizacji”[4]. Zasadę rządzącą estetyką Kuby Bąkowskiego można też ująć inaczej, słowami skądinąd bliskiego sercu artysty Philipa K. Dicka, który mawiał, że „żadna podróż nie jest za daleka”.
Stach Szabłowski

     Kuba Bąkowski, Museum of Earth on 433 Eros, 2006
  
 
            




[1]    Agnieszka Berlińska, EKSKURSJE: Węzeł na Spitsbergenie. Rozmowa z Kubą Bąkowskim, Dwutygodnik.com, wydanie 113/2013, http://www.dwutygodnik.com/artykul/4684-ekskursje-wezel-na-spitsbergenie.html.
[2]    Kuba Bąkowski, „Air-Sculptures And Other Flying Objects”, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski Warszawa, 2006. Wystawa odbyła się w ramach projektu: W samym centrum uwagi.
[3]    Berlińska, op. cit.
[4]    Tamże