READ AND DIE


Agnieszka Grodzińska


WHO RUN THIS WORLD?
WORD!

Literal usage becomes incantatory when all metaphors are suppressed.
Here language is built, not written.
Robert Smithson

If you paint a dog, it’s not a horse. But if you write dog, it can be a horse.
Karl Holmqvist

Moja perswazja może zbudować naród
Bezgraniczną moc [...], którą możemy trwonić
Zrobisz dla mnie wszystko[1].
Perswazja lingwistyczna nabiera rozpędu, gdy właściwie wypowiesz słowo (dość mocno lub z odpowiednią częstotliwością), gdy retoryczność newsa, slangu, piosenki czy innej znalezionej idiomatycznej poptekstury pisanej czy dźwiękowej znajdzie ujście w postaci słownych truizmów w towarzyskich small talk, utworach artystycznych, tekstach i rozprawach naukowych. Gdy zaczniemy oznaczać nimi nasze codzienne zachowania, a określony hasztag podskoczy gwałtownie w górę na indeksie giełdowym sieciowego Word Street Journal; wtedy dopiero możemy być pewni, że moc i potencjalna sugestywność słowa (oraz jego obrazu) stała się realna.
Odczuć to mogła z pewnością astronautka Sandy Magnus (oraz reszta jej współtowarzyszy[2]), kiedy dziewiątego dnia lotu na promie kosmicznym misji STS-135 obudziły ją słowa piosenki Who Run This World? (Girls!) wraz ze specjalną dedykacją[3] autorską dla niej, oraz dla przyszłych pokoleń badaczek kosmosu…
Jej obecność na promie stała się znacząca (pomimo że wciąż w stosunku 1:3) i posłużyła do zilustrowania przesłania piosenki, who run the world (and who run the universe?)? Girls!…

Dlaczego więc entuzjazm rosnący ostatnio wokół powyższego hasła (oraz wzrastającego w siłę soft popfeminizmu) wciąż wydaje się wątpliwy? Czy perswazja słowna/tekstualna, niczym współczesna Marsylianka, ma nam pomóc uwierzyć, że kobiety rzeczywiście kręcą Ziemią (oraz tym, co poza nią), nawet jeśli wciąż jeszcze zdarza się to jednostkowo i przy nie do końca równym podziale sił?


Na tę dywersję językową jako na semantyczną dwuznaczność wskazuje też artysta Karl Holmqvist w swojej tegorocznej realizacji[4] Man are Woman w przestrzeni galerii Freedman Fitzpatrick Ekspozycja składa się z neonu z napisem WHO RUN THIS MOTHER, kwadratowych białych płócien pokrytych czarnymi literami wielokrotnie powielonego słowa RUN (w rozmaitych układach i wzorach, tytułowanych: Bez tytułu <RUNUPANDDOWN>, Bez tytułu <ZIG-ZAG RUN> Bez tytułu <RUNNINGAROUNDRUNNING>), oraz odręcznie wypisanych literRUN na całą wysokość ścian Bez tytułu, mural, 2015.
Już w samym tytule wystawy dopatrzyć się można sprzeczności z hiperafirmatywnym sloganem B* Yoncé ­– mężczyźni są tu kobietami nie tylko w ściśle literalnym sensie lingwistycznym (gdyż słowo woman zawiera w sobie słowo man).
Dobrze wiemy, że kobiety still don’t run this world (equally). Skandowanie bez odrobiny dozy sceptycyzmu, że to właśnie Girls Run this World!, może być więc dla Holmqvista ironicznym paradoksem logicznym – tylko jeśli założymy, że mężczyźni to kobiety (Man are Woman), jesteśmy w stanie zachować logiczną prawdziwość tych zdań.
Hasło WHO RUN THIS WORLD? GIRLS! stało się życzeniową afirmacją, która choć wciąż nie ma przełożenia na realne stosunki społeczne czy ekonomiczne, kreśli bliską wizję przejęcia (bo przecież nie współdzielenia) władzy nad światem.
Entuzjazm nieco gaśnie, gdy uświadomimy sobie, że ponieważ Girls are not Womens, to przedział wiekowy kobiet u władzy wynosić będzie mniej więcej 15–30 lat, co daje tylko ok. 15 lat bycia u steru (have a power) dla każdej z nas.
Podobne złożone paradoksy można by mnożyć w obu przypadkach – zarówno tekst piosenki, jak i prace na wystawie  Karla Holmqvista wskazują na wieloaspektowość tego hasła – podbijając tak afirmatywny, jak i krytyczny wymiar tych pragnień.
Pochodząca z Houston w Teksasie („Houston, Texas baby[5]”) popperformerka, dumna z własnej i innych kobiet aktualnej pozycji (i równie świadoma władzy spojrzenia, wartości wizerunku własnego, walutowanego na tysiące dolarów), jest tu zarówno agresywna w domaganiu się zapłaty („[…] better cut my check!,[…] Make your check come as they neck!, […] F-you pay me!”), jak i prosząca o akceptację ( […] Please accept my shine, […] hope you still like me”).
Ten perwersyjnie perswazyjny song, domagający się odwrócenia (lub przywrócenia) porządku rzeczy, mother world, jest równie niejednoznaczny jak tekstualne prace Holmqvista.
Jego spojrzenie wędruje na samo słówko RUN, posiadające w języku angielskim ponad 645 różnych znaczeń idiomatycznych: running a maraton, running wild, car runs on gas, running for office, ran out of petrol…
Słowo, które w swoim najszerszym znaczeniu sygnifikuje ruch, akcję, tu samo zostaje zdynamizowane poprzez multiplikację, strukturę kompozycji i optyczną grę przesunięć wzoru bieli i czerni. RUN porusza się, ucieka i przeskakuje w nowe formy, nie dając się uporządkować według znaczeń, podszywając pod inne znaki diakrytyczne, samo sygnifikując ciągłą potrzebę przeskoku, zmiany, biegu.
Run the world to nie tylko rządzenie światem, ale i nakręcanie go, każdego dnia od nowa. W tym miejscu niemal automatycznie otwierają się liczne korelacje z koncepcjami[6] posthumanistycznymi czy postfeministycznymi, z ekologią, ruchami odnowy Ziemi, swoistego ekomatriarchatu, wobec których ironicznie brzmią dwie inne prace Karla Holmqvista: napisy/neony VEGETABLES ARE PEOPLE TOO oraz WOMENS PLACE IS IN THE HOME.
Funkcjonując jako otwarty w kontekście zapis o określonej formie (neonu, muralu, płótna) w rozpoznanej (galeryjnej) przestrzeni, tekst ten daleki jest od bycia statementem artysty ­– przeciwnie ­– przenosi nas w obszar skompromitowanych i archaicznych haseł przeszłości, zafiksowanych, zaświadczających, dokumentujących nas samych.
Oczywiste wydaje się, że
WORDS ARE PEOPLE TOO[7].


Interesujące pozycjonowanie kontekstów płci w schemacie i wizualności języka widać też u Kay Rosen, amerykańskiej artystki i autorki obrazów tekstowych (często także umiejscowionych w przestrzeni miejskiej). W niewielkich
SHE
HE
HER
oraz

HIM

HYMM
HMMM, czy też w Memory of Red ( 2008) rozpoznajemy ten sam system przesunięcia w stronę podprogowych nieścisłości; jak mówi sama autorka, […] słowo jest konstrukcją, która zawiera aspekty innych fizycznych konstrukcji, jak budynki czy ciała”[8]. Zawieranie się jednego słowa w drugim zmienia jego kod, podwaja i rozbija znaczenia, działając niczym niema zaczepka słowna.
Inne dwie prace całkiem dobrze współgrające ze sobą to The Man 1991–2012 (Who Would Be) oraz Palimpsest, 1991 (John X). W obu przypadkach system jest ten sam – niczym w wyliczance następują po sobie wersy, w każdym z nich zaś pewne fragmenty zdania zostają nieruchome, podczas gdy inne jego części zmieniają się.

The Man Who Would
Be King
The Man Who Would
Be B.B. King
The Man Who Would
Be Queen Bee
The Man Who Would
Be Aunt Bea
[…]
The Man Who Would
Be Art King

W Palimpsest nieruchomy pozostaje tylko znak X:

JOHN X
BENEDICT X
ALFONSO X
LEO X
INNOCENT X
CHARLES X
CLEMENT X
PIUS X
CHRISTIAN X
MALCOLM X
Wymienieni królowie, papieże, mężowie stanu wyposażeni zostali w dodatkowy, nadany im inicjał – sygnifikant X. Nie dostajemy informacji, dlaczego autorka postanowiła zestawić ich razem. Wszyscy X-mani, zaopatrzeni w ten numeryczno/tekstowy symbol, nasuwają na myśl zarówno najczęściej używane słowo zawierające tę rzadko występującą w słowniku literę x (Sex), jak i dodatkowy chromosom X (determinujący płeć żeńską zarodka), który podkreśla nieobecność kobiet w tym zestawieniu. Przyglądanie się temu układowi daje także poczucie ciągłości władzy dziedzicznej, przekazywanej według określonych i wykluczających reguł; podobnie jak w The Man Who Would Be, władza w tych tekstach jest przypisana męskiemu rodzajowi – przez niego stanowiona i performowana w bardziej lub mniej swobodnej formie (papieża, króla, celebryty, czy nawet (!) królowej pszczół…).
Kay Rosen, profesorka lingwistyki na Indiana University w Gary oraz sztuki w Art Institute w Chicago, eksploruje język od 25 lat, wykorzystując interpunkcję, znaki diakrytyczne, spacje, marginesy i odstępy między znakami w sposób, który czyni znaleziony komunikat swoistym tekstualnym ready made, relacyjnym i dialogicznym wobec naszych wizualnych, semantycznych przyzwyczajeń.
Inne realizacje, jak OBELISK/ODALISK czy SELF/HELP/SHELF, pośrednio odnoszą się do swojej podobności, zawierając kryptograficzny sens w zderzeniu tak drobnej różnicy wizualnej z tak dużą nieprzystawalnością sensów.
Z kolei w Go Do Good, 2011, muralu wykonanym w 2011r. w Chicago, Illinois, litery migają w oczach, tworząc wielorakie szyfry zestawień słów GO/DO/GOOD/GOD.
Kilkumetrowy, żółto-czarny napis w sześciu różnych odsłonach/historiach umieszczony został wzdłuż 17 North State Street na czas ceremonii Smiley Sidewalks, wpisując się w kilkumiesięczne działania o charakterze charytatywnym podjęte przez Chicago Loop Alliance oraz United Way of Metropolitan Chicago, które zebrały ponad 100.000 dóbr: książek, jedzenia, ubrań, przyborów szkolnych dla najuboższych mieszkańców miasta.

Perswazyjność tekstu może służyć interesowi zarówno publicznemu, jak i prywatnemu, sam autor może również zaświadczać tekstualną ironią o własnym statusie materialnym i społecznym, pozostając jednocześnie w bezpiecznej odległości nawiasu artystycznego działania.
Takim ogłoszeniem-obrazem (składającym się z ośmiu białych płócien z czarnymi literami) posłużył się chorwacki artysta Goran Trbuljak podczas wystawy „Post Post Modern Modern Artist” (prace z lat 1980–2008 ) w Gregor Podnar Gallery w Berlinie.

Stary i depresyjny nikt (anonymus) szuka stałego miejsca wystawowego w jakiejś miłej przestrzeni współczesnego muzeum sztuki.

OLD AND DEPRESSIVE ANONYMOUS IS LOOKING FOR A PERMANENT DISPLAY PLACE IN SOME NICE NEW ART MUSEUM SPACE

Tylko na pierwszym obrazie mamy do czynienia z pełną treścią anonsu. Pozostałe ogłoszenia to fragmenty pierwotnego tekstu, nowe sensy wydobyte poprzez wyczyszczenie niektórych słów: patrząc w sztukę (LOOKING IN ART), permanentnie anonimowy (ANONYMUS PERMANENT), miejsce nowa przestrzeń (PLACE NEW SPACE), depresyjne museum (DEPRESSIVE MUSEUM), wystawiać coś (DISPLAY SOME), stare jest miłe (OLD IS NICE)…
Obnażenie systemów marketingowych galerii oraz innych pracodawców pola sztuki stawia artystę w roli petenta, szukającego pracy bezrobotnego, uczestniczącego w castingu na uznanego twórcę przynoszącego dochody:

OLD AND BALD I SEARCH FOR A GALLERY

Depresja i kryzys to często podejmowane przez Trbuljaka tematy, w których używa ironicznej autodenuncjacji. Artysta ten od lat 60. był aktywny w awangardowym ruchu artystycznym New Art Practice i jako jeden z pierwszych zaczął kwestionować kluczowe mechanizmy „tworzące artystę” i stawiać radykalne pytania o autonomię twórców wobec systemów muzealnych i galeryjnych. Już w 1971 r. jako student Centre Gallery w Zagrzebiu podczas dorocznej ekspozycji wystawił kartkę z odmową wystawienia jakiejkolwiek nowej i oryginalnej pracy.

I DON’T WANT TO PRESENTE ANYTHING NEW AND ORIGINAL

A w 1972 r. podczas jednego ze swoich performance rozdawał widowni kartki z napisem: artysta jest artystą, kiedy otrzyma sposobność bycia nim.

AN ARTIST IS AN ARTIST WHEN HE IS GRANTED THE POSSIBILITY OF BEING ONE.
IS GORAN TRBULJAK AN ARTIST, OR NOT?[9]

Trbuljak nieraz przypomina, jak nurt konceptualny w latach 70. i 80. zmienił status dzieła i artysty, a sposoby jego wartościowania zaczęły przesuwać się w stronę precyzyjnie wykoncypowanej autoprezentacji oraz prestiżu miejsc i okoliczności, w jakich uznany artysta powinien się znaleźć. „Fakt, że ktoś miał okazję, szansę, zrobić wystawę, jest ważniejszy, niż to, co jest na wystawie pokazane”[10].
Swoje realizacje Goran Trbuljak niejednokrotnie opiera na subwersyjnych działaniach z obszaru samej wystawy. Ingerując w katalogi, zaproszenia, reklamy, tytuły, próbuje nieustannie rozbijać odgórnie nadane formy dystrybucyjne, a jego imię i nzwisko pojawiające się w tych materiałach stało się z czasem sygnifikantem dywersji i ironicznej gry z instytucjami, oraz widzem przyjmującym bezkrytycznie wykoncypowane przez nie standardy promocji artysty.
Podczas wystawy „Monogram, Monograph, Monochrome, Monologue”[11] w galerii P420 w Bolonii Trbuljak pokazał własny katalog z usuniętymi stronami zawierającymi reklamy sponsorskie, te zaś wydarte, oprawione i podpisane przez artystę znajdowały się na jednej ze ścian galerii. Natomiast Monografie pojawiające się na wystawie w gablotach to pokaźny zbiór wykonanych przez artystę sfabrykowanych publikacji, produkowanych latami przez zaklejanie istniejących książek i katalogów i opatrywanie ich własną monograficzną okładką.

Specyficzny rodzaj autoironicznego dialogu oraz samoedukowania się poprzez instrukcje, pytania i wskazówki (w istocie tylko pozornie skierowane do artysty) obecny jest ponownie w pracy Book Three.
Artysta w sześciu punktach spisuje zasady, które ogólnie określić by można jako życiowe, nie należą one jednak do żadnej szczególnej kategorii tematycznej. Według wskazówek tych unikać powinno się: spotkań, podczas których więcej niż trzy osoby myślą lub pracują jednocześnie (1.), zapraszania dziennikarzy, kuratorów, krytyków i studentów do swego domu (2.), noszenia ubrań innych niż te noszone przez ludzi jeżdżących z tobą tramwajem (4), krzyczenia na dzieci i dorosłych (5.), bycia nudnym, nazbyt wrażliwym, narzekającym i wiktymizującym swoją osobę (6.). Jednocześnie Trbuljak upomina się o strzyżenie włosów, brody, wąsów i paznokci, jak wszyscy inni (3.)[12].
Sugestywność zapisu tych czynności wskazywać może zarówno na charakter dyscyplinujący samego artystę (który może być całkiem daleki od tych wytycznych), prymarną pospolitość współczesnych twórców (opanowanych i grzecznych, nie podnoszących głosu…), jak i na zwyczajne upomnienie odbiorcy, współczesną dezyderatę, spisane wskazówki poprawy jakości życia i psychicznego komfortu.

Analizując ten specyficzny typ komunikatu sytuującego się w obszarze aktywności artystycznej można by rzec, że wszelkie dyslokacje funkcjonują jako pewien rodzaj przesunięcia wobec odgórnie nadanych statusów norm i zachowań społecznych.
Dyskomfort, jaki niejednokrotnie odczuwamy w kontaktach ze światem zewnętrznym, można czasem przewidzieć lub wytworzyć w odpowiedzi własne kontekstualne metody działania. Kluczem do skutecznej perswazji może być nie tylko nagły szturm czy olśniewająca afirmacja; bywają działania, które czynione w dyskretnym geście czy wymownym spojrzeniu zawstydzą odbiorcę lub choć zmuszą go do refleksji.
Adrian Piper, afroamerykańska artystka konceptualna, profesorka filozofii w Wellesley Collage w Massachusetts, w latach 80. niejednokrotnie spotykała się z niezręcznymi sytuacjami o podłożu rasistowskim czy seksualnym.
Jej praca zatytułowana My Calling Card (1986–1990) to krótkie teksty drukowane na kartach przypominających karty wizytowe wymieniane na bankietach czy przyjęciach. Rozdawane przez artystkę w miejscach publicznych wybranym osobom, w określonym kontekście czy sytuacji, dyskretnie, a zarazem ironicznie informowały o niestosowności ich zachowania lub też starały się takie zachowanie uprzedzić. Na jednej z nich artystka informuje o swoich zamiarach (lub raczej ich braku) i stara się zawalczyć o komfort i spokój w miejscu publicznym, o możliwość niekomunikatywnego, cichego bycia wśród ludzi, nieobarczonego nachalną towarzyskością.

Drogi Przyjacielu!,

Nie jestem tu, aby kogokolwiek zaczepiać
lub być zaczepiana. Jestem tu sama, ponieważ chcę
tu być. Sama.
Ta karta nie jest przewidziana jako część flirtu.
Dziękuję ci za uszanowanie mojej prywatności[13]

Na innej zaś karcie z tej serii:

Drogi Przyjacielu!

Jestem czarna
Jestem pewna, że nie zauważyłeś tego w momencie, w którym zrobiłeś/zaśmiałeś się/zgodziłeś z tą rasisowską uwagą. W przeszłości usiłowałam ostrzegać białych ludzi z wyprzedzeniem o mojej rasowej przynależności. Niestety, niezmiennie traktowali mnie jako naciskającą, manipulującą lub społecznie nieprzystosowaną. Dlatego więc przyjęłam założenie, że biali ludzie nie czynią tych uwag, nawet kiedy wierzą, że nie ma wśród nich obecnych czarnych ludzi, i rozdaję te karty, kiedy to jednak robią.
Żałuję każdego dyskomfortu, który spowodowała ci moja obecność, tak jak jestem pewna,
że ty żałujesz dyskomfortu, który spowodował mi twój rasizm.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy oczywistym wydaje się, jak wiele zmian w tym zakresie zaszło w ciągu ostatnich dwudziestu lat, odkąd w obieg weszły rozdawane przez artystkę Calling Cards – i choć z reguły patrzymy pobłażliwie na drobne gesty jednostki, nigdy nie możemy być pewni, na ile takie tekstualne sugestie mają wpływ na określone i decyzyjne umysły. Punktowane dodatkowo jest również wytworzenie sytuacji cyrografu/paktu, który poświadczony naszym podpisem niczym kolejny kredyt obciąży nasze sumienia i przypomni o złożonej obietnicy.

I will always mean what I say. / Mam na myśli wszystko to, co mówię.
I will always do what I say I am going to do. / Zrobię wszystko, co powiem, że zrobię.
I will always be too expensive to buy. / Zawsze będę za drogi, by (mnie) kupić[14].

Wymuszenie uwagi oraz perswazyjne określenie się wobec nadawanego przez artystę komunikatu zazwyczaj ma wytworzyć też pewien rodzaj namysłu nad problemem, być może owocującego u odbiorcy także konkretnym działaniem lub postawą. I to one: afirmatywne, agresywne, ironiczne, subtelne sugestie pokazują, co tak naprawdę rządzi tym światem.









[1] Frgment Run the World (Girls), Beyonce Knowles, 2011. Tłum. własne. (My persuasion can build a nation / Endless power, with our love we can devour / You’ll do anything for me...). Tłum. autorskie.
[2] Chris Ferguson, Doug Hurley, Rex Walheim, za: http://www.nasa.gov/mission_pages/shuttle/shuttlemissions/sts135/135_wakeup.html (dostęp 3.11.2015).

[3][…] for my girl, Sandy, and all the women who’ve taken us to space with them and the girls who are our future explorers”, Beyonce Knowles poprzez transmisję radiową Nasa, za: http://www.nasa.gov/mission_pages/shuttle/shuttlemissions/sts135/135_wakeup.html ( dostęp 02.11.2015).

[4] Los Angeles, 20.09.2015 r.
[5] Frgment Run the World (Girls), Beyonce, 2011. Tłum. autorskie.

[6] Jak chociażby u Rosi Braidotti czy Griseldy Pollock feminizmowi często współtowarzyszył ideowo weganizm i ekologia.
[7] Tytuł wystawy Karla Holmqvista, „Words are People“, Alex Zahary, Nowy Jork, 4 maja–2 czerwca 2012 r.
[8] Kay Rosen, Frieze, październik 2008 r.
[9] An artist more for what he does not do than what for he does: Goran Trbuljak, ATP diary, luty 2014.
[10] Ibidem.
[11] 25 stycznia–29 marca 2014 r., galeria P420, Bolonia.
[12] Book Three.
[13] Adrian Piper, My Calling Card,....
[14] Adrian Piper, realizacja składająca się z trzech stanowisk z tymi hasłami, drukowanymi w postaci umowy oraz podpisywanymi na miejscu przez oglądających, Biennale w Wenecji, 2015.