MUZEUM MIĘDZY NARODEM I SPOŁECZEŃSTWEM - Karol Sienkiewicz




               Jest słoneczny dzień, czerwiec 2010 roku. Na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie gęstnieje tłum gości. Niecierpliwie czekają, aż zostaną wpuszczeni do środka gmachu. Korzystając ze sprzyjającej aury, przemówienia odbywają się na zewnątrz. To otwarcie wystawy „Ars Homoerotica”. Od kilku miesięcy pracował nad nią poznański historyk sztuki Paweł Leszkowicz, znany m.in. z badań nad wątkami homoseksualnymi w polskiej sztuce. Ogromna przekrojowa wystawa w pewnym sensie koronuje jego wieloletnie wysiłki. Z jednej strony ukazuje homoerotyczne spojrzenie na sztukę mniej lub bardziej dawną – prężących muskuły bohaterów antycznych rzeźb, wyginające się w bólu, ale wciąż apetyczne ciało św. Sebastiana z barokowych obrazów czy dokumentacje performensów z lat 70. XX wieku Krzysztofa Junga, jednego z pierwszych polskich (niemal) otwarcie homoseksualnych artystów. Ale z drugiej strony wystawa to akt polityczny, dzieje się tu i teraz. W Polsce toczy się debata nad ewentualnym wprowadzeniem związków partnerskich dla par jednopłciowych. Przez Warszawę wkrótce przejdzie Europride, parada gejowska co roku organizowana w innym europejskim mieście (po raz pierwszy po naszej stronie byłej żelaznej kurtyny). Wystawa traktuje homoerotyczność jako element dyskusji o współczesności. Tym samym muzeum zabiera głos w istotnej sprawie. Tymczasem parady nie wspiera żadna miejska instytucja. Wprawdzie warszawska parada jest niewielka – bierze w niej udział zaledwie 10 tysięcy osób (rok później w Rzymie Europride liczy około miliona uczestników), ale dla mniejszości seksualnych taka wystawa w Muzeum Narodowym to kwestia kluczowa. I bez precedensu. W Polsce nigdy to, co narodowe, nie było jeszcze tak blisko tego, co homoerotyczne. Wręcz przeciwnie – oba obszary są traktowane jako wzajemnie się znoszące. To, co polskie, ma być heteroseksualnie „zdrowe”.